Łatwo było o tej godzinie wyjechać z miasta. Większość ludzi siedziała w pracy, więc ulice były niemal puste. Podobna sytuacja w Sianowie, przez który musiałem przejechać, żeby dostać się do Trawicy. Kiedy znalazłem się na miejscu udałem się na stację paliw. Tyle lat minęło, a ona nadal stoi. Tam pewnie będą wiedzieli gdzie mieszka ten Przybyszewski. Wszedłem więc do środka. Z pośród wypchanych towarem półek wyszedł niski starszy mężczyzna.
- Dobry – powiedział – pomóc w czymś?
- Dzień dobry, powie mi pan gdzie znajdę Przybyszewskiego?
- A co pan? Policjant? – pytał zdenerwowany. - Ja nic nie wiem. Kupujesz pan? Bo jak nie to dowidzenia!
- Tak, idę zatankować. – wyszedłem z budynku i ruszyłem w stronę fury. Podjechałem bliżej dystrybutora i zatankowałem. Ciągle patrzyłem w stronę budynku stacji. Przez szyby było widać tego dziadka, bez przerwy mnie obserwował. Dziwny typ. Wróciłem do środka.
- Ile się należy? – zapytałem podchodząc do kasy. Ujrzałem tam telewizor, w którym leciała transmisja z kongresu partii opozycyjnej. – o widzę, że już się zaczęło. Chyba mi zegarek się popsuł. Miałem nadzieję, że zdążę.
- A co pan też na nich głosuje?
- No pewnie, tylko oni mogą wyprowadzić ten kraj na prostą.
- Racja, racja. Źle pana oceniłem. – powoli na twarzy dziadka pojawiał się uśmiech - Prezes opowiadał, żeby uważać na podobnego do pana. Bo to agent niemiecki i szkodzić tylko może.
- Do mnie podobny? Dobrze, że mi pan powiedział. Będę musiał uważać. To ile płacę?
- A na koszta firmy, dobry panie. Przybyszewskiego znajdziesz pan, jak pojedziesz pan tam prosto i w lewo, aż pod las.
- Dzięki i miłego dnia życzę.
- Wzajemnie! – krzyknął dziadek i szybko wrócił do oglądania kongresu.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem tak jak mi dziadek powiedział. Jechałem przez wioskę, znajomą mi wioskę. O kurwa, to stąd zabrali tych ludzi. Ciekawe czy znajdę go tutaj. Pojechałem dalej dróżką, aż pod sam las. Już z daleka można było zauważyć domek, który tam stał. Różnił się od tych z wioski głównie tym, że nie był zniszczony. Ba, wyglądał jakby był świeżo po remoncie.
Wjechałem na podwórko i wyszedłem z samochodu. Po za szczekającym z budy psem nikt mnie nie witał. W sumie czemu miałby ktoś to robić? Dziwny pies, niby szczeka, żeby mnie przestraszyć, a na centymetr z budy nie wyjdzie. Zapukałem do drzwi, raz drugi i trzeci. Jednak nikt nie otwierał. Postanowiłem, że obejdę dom dookoła i zobaczę czy ktoś jest w środku, bo może nie słyszeli pukania. Wszystkie okna były zasłonięte firankami i nic nie było widać w środku.
- Halo! Jest tu kto!? – krzyknąłem zrezygnowany. Nikt jednak się nie odezwał. Lecz nagle zauważyłem ruch firanki przy jednym z okien. Ktoś musi być w środku, ale boi się wyjść.
- Przybyszewski! Wyjdź, nic Ci nie zrobię przecież!.- krzyknąłem znowu, tym razem nic się nie wydarzyło. Poczekałem jeszcze chwilę, ale nikt nie wyszedł. Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Kiedy wyjeżdżałem z podwórka w tylnym lusterku zauważyłem, że ktoś patrzy przez okno. Zatrzymałem się, to szybko zniknął za firanką. No nic, dziwni ludzie tu mieszkają, albo boją się przez to co się stało tutaj wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz