wtorek, 10 stycznia 2012

18. SUPERMARKET

         Przejeżdżając przez Sianów uświadomiłem sobie, że mam pustą lodówkę. Postanowiłem więc odwiedzić jeden z supermarketów znajdujących się w tym jakże uroczym mieście. Oczywiście znalezienie wolnego miejsca na parkingu pod tym sklepem graniczyło z cudem, ale cierpliwość popłaca. W końcu udało się zaparkować i wszedłem do środka.

         Od razu na wejściu zwrócił na mnie uwagę ochroniarz. Chamsko się gapił i chodził za mną.
- Dobry – powiedziałem odwracając się do niego.
- Yyy… - widocznie się zmieszał, zaskoczyłem go. – Dobry.
- Czemu za mną chodzisz?
- Eee… nie chodzę, tylko prze chwile, przypadkiem… - powiedział i odszedł w druga stronę. W końcu nie czułem niczyjego oddechu na plecach i mogłem spokojnie rozważać nad tym co mam kupić. Po chwili miałem wypchany wózek po brzegi, udałem się zatem w stronę kas, aby zapłacić za to co kupiłem. Nagle usłyszałem znajomy mi głos, głos który zazwyczaj zwiastował, że coś dziwnego się będzie działo. Nie mogłem zrozumieć jednak co do mnie mówi, jakby tym razem Kiełbasa przemawiał z bardzo daleka.
- Co jest? Co się dzieje? – mówiłem na głos, z boku wyglądało to jakbym mówił do siebie. Wszyscy się na mnie gapili, lecz mi to nie przeszkadzało. Ciągle słyszałem Kiełbasę i wciąż zupełnie niewyraźnie. – Masz dla mnie coś ważnego? Jakiś plan? Jakieś zmiany?! – lekko mnie to już denerwowało i z każdym słowem mówiłem coraz głośniej.
- Coś się panu stało? – zapytał ochroniarz.
- Nie nic, a o co chodzi?
- Wie pan, ludzie się skarżą, że jakiś wariat do siebie gada. Na pewno wszystko w porządku?
- Tak, proszę się nie martwić. Rozmawiałem przez telefon za pomocą słuchawki i zasięg mi zanikł. – w tym momencie przestałem słyszeć kiełbasę.
-No dobra, ale będę pana obserwował. Miłego dnia!
- Wzajemnie.
            Poszedłem do tych kas i jak najszybciej się udało wyszedłem stamtąd. Ruszyłem prosto do samochodu, zapakowałem zakupy w bagażnik i pojechałem do Koszalina. Powoli zbliżał się wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz