Szedłem ulicą w stronę centrum miasta. Znam tę okolicę więc wiem gdzie idę, ale coś mi nie pasowało. O tej porze powinna tutaj być masa samochodów stojących na każdym skrzyżowaniu i bydła wracającego z pracy. Nie było żadnego, ale co dziwne słyszałem odgłosy wzmożonego ruchu drogowego. Nie zważając na tę niedogodność szedłem tak nieustannie.
"Pewnie to te wczorajsze grzybki" myślałem. Nagle zza rogu wybiegł jakiś typek. Znałem go, chociaż nie wiem skąd. Szybkim krokiem podszedł do mnie, złapał za bluzę i patrząc się opętanym wzrokiem powiedział:
"Ratuj, kurwa ratuj. Pomóż, proszę, tylko Ty..." padł na ziemię jak worek ziemniaków.
"E ziomuś wstawaj, nie rób se jaj" krzyknąłem miotany emocjami. Szarpałem go lekko, żeby się obudził. Nic to jednak nie pomogło. Z jego uszu i ust zaczęła lecieć krew. Przestraszyłem się nie na żarty i zacząłem uciekać. Sceneria szybko się zmieniła.
Już nie byłem w mieście. Dookoła mnie las, ciemny, nieskalany ludźmi las. W oddali zauważyłem światło i mimo rozsądku, który mówił: "nie idź tam, pojebało cię?", udałem się w jego kierunku. Szedłem powoli, bacznie stawiając każdy krok, tak jakbym chodził po pastwisku dla krów. W miarę jak się zbliżałem do tego światła wszystko co mnie otaczało powoli znikało. Im bliżej światła tym większa ciemność mnie otaczała.
"Więcej tego ścierwa już nie ruszę" tylko to po głowie mi chodziło. Od światła dzieliło mnie jakieś dwieście metrów. Nagle strach mnie całkowicie sparaliżował, nie mogłem się ruszyć nawet mrugnąć. Poczułem czyiś oddech na moim plecach.
"Jesteśmy, blisko. Lepiej się przygotuj" usłyszałem za sobą. Otrząsnąłem się z paraliżu i się odwróciłem. Jednak nikogo za mną nie było, mało tego zaczęło się rozjaśniać i z powrotem byłem w mieście. Samochody jeździły, ludzie chodzili. A ja stałem przed sklepem z szyldem "Leśne wędliny - kiełbasy najlepsze pod słońcem".
Obudziłem się przez budzik. Przetarłem oczy i nie dowierzałem, że można mieć takie chore sny. Na stoliku koło łóżka leżała kiełbasa. Dziwne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz