Jak co dzień po 7 rano wychodziłem do pracy. Tego dnia jednak było coś nie tak, czułem się świetnie i aż chciało mi się tam iść. Jakbym nie był sobą. Mało tego, pogoda wręcz była świetna, wiosna pełną parą, mimo tego, że jest listopad. W przypływie szczęścia postanowiłem kupić sobie coś dobrego na śniadanie. Wstąpiłem do najbliższego otwartego już sklepu "Leśne wędliny". A mógłbym przysiąc, że wczoraj jeszcze nie było tutaj tego sklepu. Wszedłem z uśmiechem przez drzwi i zostałem świadkiem dziwnej rozmowy jakiegoś menela i ekspedientki.
-Pani jedną, tylko najmniejszą jaką pani ma! - krzyczał żul.
-Głuchy jesteś? Nie mamy żadnych kiełbas, wszystko wykupione, a dostawy nie doszły! - darła się ekspedientka, widać że już dosyć mocno wkurzona.
- Jak to kurwa nie ma kiełbasy? aaaaaaaaaaaaaa! - padł na ziemię i zaczął się miotać jakby był szmatą do mycia podłogi. - Jesteśmy zgubieni! - Po tych słowach wstał, i podbiegł do mnie. Zamurowało mnie i nie mogłem się ruszyć.
-To ty! Lepiej stąd uciekaj, póki jest jeszcze czas. - odepchnął mnie i wybiegł ze sklepu.
Nie wiedziałem co się dzieje. On mnie znał? Nie wiem, kolejna dziwna sytuacja w ciągu paru dni. Chyba powinienem się już przyzwyczaić. Kiedy się otrząsnąłem odwróciłem się w stronę lady, aby coś kupić. Lecz nie było tam nikogo, tylko plakietka: "Dzisiaj 10.07.2011r. Likwidacja sklepu. Wyprzedaż"
Co tu się dzieje? Niewiele myśląc wybiegłem stamtąd i szybkim krokiem udałem się do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz