-
Dobrze że Rudy powiedział nam gdzie jesteś.
-
Chociaż tak pomogłem. Ave!
-
W ogóle w jakieś gówno się wpakowałem. - powiedziałem - Nie wiem co o tym
myśleć. Tak swoją drogą to jedźmy na psy zgłosić, że furę mi zajebali.
-
Spokojnie w swoim czasie, ładuj się do tej. – rzekł Jabol pokazując na srebrne
mondeo stojące niedaleko od nas. - Guru Cię wzywa.
-
No dobra. – odparłem lekko zrezygnowany.
Wsiedliśmy do fury i pojechaliśmy na
północ, gdzie znajdowała się kwatera główna Wyznawców. Jednak nie dojechaliśmy
najkrótszą drogą bo skrzyżowanie Alei 1 maja i Młyńskiej zostało zamknięte dla
ruchu. Przechodził tamtędy pochód partii opozycyjnej, tej z którą mam się
zmierzyć. Ogromne rzesze ludzi przechodziły tą drogą. Nie wiem tylko dokąd szli
i jaki był cel tej „przechadzki”. No, ale chcą to niech sobie idą.
Dojechaliśmy w końcu na miejsce, co
prawda przejeżdżając przy tym niemal całe miasto. Rudy został przy samochodzie,
żeby znowu nikt mnie nie porwał.
-
Guru sugerował, żeby jakąś ochronę dla Ciebie załatwić – powiedział Jabol kiedy
wchodziliśmy do budynku.
-
Dam sobie radę sam, wiesz nie z takich opresji się wychodziło. Wtedy mnie
zaskoczyli, a teraz wiemy na co ich stać. Po za tym to na bank ludzie Bachmanna
mnie obserwują i coś mi się wydaje, że raczej nie pozwolą „czarnym” się do mnie
dobrać.
-
Może, może. Zobaczymy co Guru powie, a teraz patrz.
-
Byliśmy tutaj już przecież i tę ścianę mi pokazywałeś.
-
Tak, ale zawsze mnie to bawi i się jaram tym jak ją otwieram. – pociągnął za
żyrandol i ściana się zapadła. W życiu tak szczęśliwego człowieka nie widziałem.
Pomieszczenie, które znajdowało się za nią było kompletnie puste. Wyznawcy dopiero
dzisiaj na wieczór się zbierali na jakąś ceremonię. Też byłem na nią
zaproszony, mimo że nikt nie wyjaśnił mi na czym będzie polegać.
-
Guru czeka na Ciebie tam w tym pomieszczeniu z boku. To kurwa z ołtarzykiem. Ja
tutaj poczekam jak coś.
Poszedłem do tego pokoiku, no i faktycznie
czekał tam na mnie Guru. Klęczał przed ołtarzykiem i chyba się modlił. Pochylał
się co chwila i wymawiał jakieś dziwne słowa. Nie znam tego języka. Może to
jakiś własny sobie wymyślili? W końcu chyba zauważył moją obecność. Musiałem mu
niestety w tym pomóc niby to po cichu chrząkając.
-
O, jesteś już. – wstał i odwrócił się w moją stronę. – usiądź proszę – wskazał
na poduszki znajdujące się na środku.
-
Dobry, no coś tam Kiełbasa mówiła czy tam mówił?
-
Tak, ale o tym za chwilę. Dzisiaj ważny dzień, zaprzysiężenie pierwszych
wtajemniczonych w nasze nauki. Liczę, że
przybędziesz.
-
Zależy co się będzie działo.
-
Atrakcji nie zabraknie, wiesz mamy dostęp do najlepszych ziółek w okolicy.
-
No to będę! – krzyknąłem z uśmiechem na twarzy. – A teraz mów co masz mówić.
-
Tak więc miałeś tutaj przybyć i to zrobiłeś. Zaraz sam z nim porozmawiasz, bo
mi nie chciał powiedzieć o swoim wielkim planie. Nie dane jest mi wiedzieć.
Wychodzę, zostawiam was samych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz