Szedłem przez puste miasto rozmyślając nad tym co ostatnio zaczęło się dziać w moim życiu. Same dziwne i absurdalne rzeczy, które jednak mają swój jasno postawiony cel. Mam tylko nadzieję, że nie skończy to się źle.
Wracając do domu postanowiłem zrobić coś dla siebie. Zawsze uwielbiałem spacerować po parku Książąt Pomorskich w Koszalinie i tam też się udałem. Wiele lat minęło od kiedy tutaj byłem ostatni raz. To właśnie w tym miejscu stawiałem pierwsze kroki w karierze „przedsiębiorcy”. Tutaj rozgrywały się wszystkie rozmowy z inwestorami i klientami. To były czasy ciężkiej pracy, dzięki której teraz jestem całkiem nieźle ustawiony na długie lata. Szedłem tak po parku rozmyślając i nie zauważyłem, że idę wprost na grupkę ludzi. O tej porze spotkanie kogoś w parku, zazwyczaj nie może należeć do przyjemnych.
Grupka składała się z czterech karków ubranych w garnitury i jednego niższego faceta idącego po środku nich. Po chwili wszedłem wprost w nich i jeden z tych mężczyzn złapał mnie za ramię.
- Patrz jak łazisz…. – powiedział – Mistrzu zobacz kto to.
- Puść go. – odezwał się ten niższy facet, wtedy się mu przyjrzałem i co się okazało? To był prezes tej partii opozycyjnej, tak zwany „mistrz”. – Witaj i nie bój się, nic ci nie zrobimy.
- Siema, a kto mówił, że się boję?
- Nie musisz tego mówić. – parę godzin temu słyszałem ten głos. Myślałem, że to jakieś urojenie, ale jednak tak nie było. – Widzisz? Mówiłem ci, że się zobaczymy.
- No rzeczywiście, kiedyś bym w to nie uwierzył, ale teraz tyle dziwnych rzeczy się dzieje.
- No tak, przejdźmy się. A wy tutaj zostańcie. – powiedział do swoich osiłków i poszliśmy jedną ze ścieżek w głąb parku. – wiesz kim jestem i ja także wiem kim ty jesteś.
- Miło mi –odpowiedziałem z sarkastycznym uśmiechem.
- Nie pora na żarty. Musimy porozmawiać. Najpierw ja będę mówił, więc mi nie przerywaj.
- Spoko, dawaj.
- Jak widzisz – mówił powoli i dokładnie, jakby traktował mnie jak idiotę co ciężko kojarzy słowa – mam za sobą dziesiątki jak nie setki tysięcy, ale oprócz tego jeszcze więcej ludzi którzy mimo, że mi nie pomagają, to popierają moje działania. Chcę zrobić coś dobrego dla tego kraju, a potem jak bóg pozwoli dla świata. Nowy ład oparty na starych zasadach. Polska kiedyś była silna i dzięki mnie znowu taka będzie. Potrzebuję jedynie przejąć władzę. Niestety pojawiłeś się ty i chcesz mnie powstrzymać, mimo że masz jedynie garstkę za sobą. Szanuję i podziwiam twoją odwagę. Chciałbym cię jednak spróbować przekonać, żebyś się do mnie przyłączył. Spytam tylko raz, potem się rozejdziemy i dalej będziemy dążyć do swoich celów. Miej na uwadze, że masz dwóch przeciwników, którzy prawdopodobnie się zjednoczą. To jak będzie?
- Chyba kpisz sobie konusie. – odpowiedziałem mu podchodząc bardzo blisko i patrząc mu prosto w oczy kontynuowałem – Możecie nawet się pobrać i rżnąć się codziennie na śniadanie. Nie rusza mnie to, Bachmanna raz już przechytrzyłem, a z tego co widzę ty też nie należysz do najbystrzejszych. – złapałem go za krawat – wkrótce wszystko się wyjaśni, czekaj na porażkę bo pasujecie do siebie. Żegnam!
- Dobrze, niech tak będzie.
Wrócił do swoich ogrów, z którymi poszedł z powrotem tam skąd przybył. Ja natomiast ruszyłem w stronę domu. Musiał mi ciśnienie podnieść jeszcze przed snem.
KONIEC ROZDZIAŁU II
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz