Wkrótce potem byliśmy już pod domem Przybyszewskiego, a zaraz za nami podjechał Rudy z „gwardzistami”. Wyszliśmy z samochodu i podeszliśmy do drzwi.
- Ale se chatę odjebał – powiedział Jabol zachwycając się budynkiem. – Rudy! Zostańcie na dworze.
Zapukaliśmy do drzwi raz czy nawet dwa, po czym Jabol wywalił drzwi z buta.
- To się odkupi – powiedział z uśmiechem. – włazimy. Trzeba uważać, bo zawsze miał coś z głową nie tak.
- Dobrze, że ostrzegłeś – odpowiedziałem i ostrożnym krokiem weszliśmy do środka. Rudy, który wraz z gwardzistami został na zewnątrz obszedł dom dookoła i bacznie przyglądał się oknom. Daleko nie zaszliśmy, bo parę metrów od wejścia stały drugie drzwi, dużo masywniejsze, żeby nie powiedzieć pancerne. Jak w jakimś schronie.
- Dobre i co teraz? – zapytałem.
- Nie mam pojęcia, mówiłem, że zawsze miał coś z banią.
- Kkkkim jesteście? – odezwał się głos z interkomu ukrytego w drzwiach.
- Przybyszewski! Otwórz, mamy interes do ciebie. – odpowiedział Jabol.
- Aaaale kim jesteście? – z każdym słowem było słychać coraz to większe przerażenie.
- To ja, Jabol. Pamiętasz? Do szkoły razem chodziliśmy.
- Jaaaaajajabol? A ten drugi?
- Ten gościu to ważniak, ma interes do ciebie.
- Wejdźcie.
Pancerne drzwi rozsunęły się na boki i naszym oczom ukazał się ogromny pokój. Wszystkie ściany pomalowane na biało, wielkie okna które dawały ogromna ilość światła. Zero mebli, zupełna pustka. Można by tutaj siłownie urządzić. Z drugiej strony pokoju w lewym rogu były schody na górę. To była jedyna możliwa droga, więc nią poszliśmy. Na górze podobny widok jak na wejściu.
- Jujuju… już otwieram. – jak powiedział tak i zrobił. Kolejne drzwi pancerne się otworzyły. Za nimi jednak był nieco inny widok. Pokój był równie duży jak ten na dole, z tym że był bardzo dobrze wyposażony. Wypchany elektroniką, jakieś serwery, telewizory, komputery ekrany, na których widać wszystko co się dzieje w okolicy. Nawet na jednym z nich było widać pobliską stację benzynową. Na środku siedział Przybyszewski, ubrany w jakieś poszarpane łachy. Cały zarośnięty, fryzjera to on chyba nigdy nie widział.
- Siema, stary – mówił Jabol – co ty się tak opancerzyłeś?
- Chro.. chronię się, żeby mnie nie nie nie porwali. Co co chcecie ode mnie?
- Słyszeliśmy, że jesteś hakerem. – teraz ja mówiłem. - Chcielibyśmy cię zatrudnić, żebyś nam pomógł.
- W w w czym?
- Musimy powstrzymać złych ludzi, tych co porwali wszystkich z twojej wioski.
- Po… powstrzymać?
- Tak, bo porwali tych tutaj i chcą porywać dalej.
- Bo… bo… boję się ich, nie pomogę.
- Ej no kurwa, stary. – powiedział Jabol podchodząc do niego i coś mu szepnął na ucho.
- Dobra pomogę wam.
- Świetnie! – krzyknąłem w przypływie radości. – Póki co, zrobimy tutaj centrum dowodzenia. Co ty na to? Nakupujemy sprzętu, kurwa wszystkiego co da się kupić. Zgoda?
- Komputery!? – pisnął Przybyszewski jednocześnie klaszcząc w ręce. Jak to zobaczyłem to lekko mnie zatkało. Dobrze, że Jabol ogarnął się szybciej ode mnie.
- Cała masa komputerów, a na dole siłownia! A teraz spadamy, przyjedziemy jutro. Albo ktoś od nas przyjedzie to ich wpuść.
- Dobrze! Dobrze! Dobrze! – wrzeszczał jak opętany i przestał się jąkać.
Zeszliśmy szybko na dół i poszliśmy do samochodu.
- On nam pomoże? – zapytałem.
- Tak, ma coś tam z banią, ale wie co robi.
- Dobra, jak coś będzie na ciebie. Co mu na ucho powiedziałeś?
- Tajemnica. Jedźmy już, Kmiotek zaraz będzie u ciebie. – wziął do ręki krótkofalówkę. – Rudy, jedziemy do domu.
- Przyjąłem. – odpowiedział mu przez radio i ruszyliśmy.
czasem wracamłem z Przygodą autobusem, wydawał się normalniejszy;d
OdpowiedzUsuńm.s.