piątek, 20 stycznia 2012

27. VECTRA

  Wróciłem do domu, Rudy spał na kanapie. Dorwał się do moich zapasów piwa. Dobrze, że zawsze kiedy tylko jestem w sklepie go uzupełniam. Nie będę go budził. Wyłączyłem telewizor i też położyłem się spać. W innym pokoju, żeby nie było. Szybko zasnąłem, co zwiastowało kolejny chory sen.

             „Jestem na dworze w swojej rodzinnej wiosce. Stoję na parkingu, chyba na kogoś czekam, bo odruchowo spoglądam na zegarek. Dookoła panuje ciemność, jedynym źródłem światła są lampy uliczne lampy. Pada deszcz i wieje dość mocny wiatr. Pobliskie drzewa kołyszą się pod jego wpływem. Co jakiś czas urywa gałąź i zrzuca ją na ziemię. W normalnych warunkach byłoby słychać jak się roztrzaskuje, teraz jednak świst wiatru  nie dopuszcza do tego.
            Na horyzoncie pojawia się jakiś samochód. Szybko się zbliża i mogę już coś więcej na jego temat powiedzieć. To czerwona vectra, cała się trzęsie pod wpływem muzyki. W końcu podjeżdża do mnie i otwiera okno.
- Wsiadaj ziomuś – poznaję ten głos – co tak się gapisz wsiadaj!.
            Wpakowałem się do środka i się przywitałem z tym typem. Wiedziałem, że skądś go znam. To był Guru, tylko jakby młodszy. Łysinkę jednak miał tę samą.
- Co się tak przyglądasz? – zapytał – Przestań bo zaraz wysiądziesz i się kurwa skończy.
- Dobra, sorka. Gdzie jedziemy?
- Jaja se robisz? Na jumę, sam wymyśliłeś, a teraz kurwa gdzie jedziemy?! – najwidoczniej się zdenerwował.
- Sprawdzam cię tylko, jedźmy.
           Ruszyliśmy z piskiem opon i udaliśmy się za tę wioskę. Jechaliśmy kawałek, aż do drugiej tam na nas czekał jeszcze ktoś. W ciemności widać było tylko jego sylwetkę.
- Dawaj – krzyczał przez okno Guru – co ty odpierdalasz Jabol!
- Jabol? – zapytałem wielce zdziwiony.
- Nie kurwa ksiądz – powiedział wsiadając do samochodu. – Te, Kiełbasa co z nim?
- Nie wiem – odpowiedział Guru. – Chyba nie czai tego snu.
- Nic nie rozumiem – powiedziałem, bo tak było. Co oni tutaj robią? Oboje? W tym samochodzie?
- Zaraz się dowiesz – powiedział Guru i pojechaliśmy dalej. Wkrótce znaleźliśmy się na stacji paliw w Trawicy, tam czekały na nas dwie osoby. Jednego poznałem, to Przybyszewski, ale drugiego widziałem pierwszy raz w życiu.
- No kurwa – mówił Jabol. – co zaproszenie dla was?
- Wsiadać! - darł się Guru – za postój, jeden z was w mordę zarobi.
- Morda kapciu – powiedział Przybyszewski wsiadając do fury. Nic się nie jąkał.
- Dobra – odezwałem się – was znam, ale tego czwartego jeszcze nie.
- Jeszcze mnie nie poznasz - mówił czwarty – jeszcze nie teraz, ale już niedługo. A teraz wysiadaj!
                  Jakaś tajemnicza siła mnie wypchnęła z samochodu. Stałem obok, a oni odjechali. Zostałem sam, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Poczułem, że muszę wejść do środka. Tak też zrobiłem.
- Jest tu ktoś?
- Podejdź, człowiecze. – odezwał się Kiełbasa. Wszędzie bym poznał ten głos.
- Dawno się nie widzieliśmy, ale słyszałem cię kilka razy.
- Wydawało ci się.
- Nie kurwa, nie wydawało mi się. Lepiej zacznij się tłumaczyć!
- Cicho, mamy problemy, a raczej dwa problemy, bardzo poważne. Chodź ci pokażę.
- Nigdzie nie… - sceneria się zmieniła. Nie byliśmy na stacji w Trawicy. Tylko na jakimś podwórzu przy wielkiej chacie.
- Zapamiętaj to miejsce. Nie wiem gdzie to jest, a musisz je znaleźć. Tutaj mistrz trzyma… pewien przedmiot, który w skrócie, da mu pewne zwycięstwo w naszej grze.
- Jaki przedmiot?
- Tutaj pierwszy raz cię zawiodę, bo nie mam pojęcia co to dokładnie jest. Nie wiem nawet jak tego użyje. Musisz to zlokalizować i zniszczyć, albo…
- Wykorzystać. A to gdzieś tutaj w rejonie jest?
- W okolicach Koszalina, albo gdzieś na przedmieściach. Powtórzę, MUSISZ to znaleźć. Teraz druga sprawa…
           Kolejna teleportacja, chyba nikt  na świecie czegoś takiego nie przeżył. Byliśmy przed jakąś jakby oborą. Sypała się już, w dachu brakowało co drugiej dachówki. Gliniane ściany były podziurawione jak ser.
- Tutaj ukrywa się człowiek odpowiedzialny za te porwania. Jest głównym operatorem czy czymś w rodzaju dowódcy albo ministra do spraw porwań ludzi.
- Dobra rozumiem. Mamy go załatwić?
- W ostateczności, wydaje mi się jednak, że jakbyś go nastraszył by się wycofał. Tym razem, wiem gdzie to jest!
- No to mów.
- W Łabuszu, trafisz? Tutaj chyba tylko jedna jest taka stodoła. Masz być ostrożny, żeby mieszkańcy nie ucierpieli.
- Się robi. To już wszystko?
- A coś jeszcze byś chciał wiedzieć?
- Tak, dlaczego cię słyszałem jak się ze mną nie kontaktowałeś!
- To jakieś próby sabotażu ze strony mistrza. Kontaktował się z tobą pod wpływem tych ziółek, mógł się dowiedzieć jak się podszyć pod mój głos. Uważaj dlatego. A teraz wstawaj, bo czeka cię dzisiaj ciężki dzień.”

1 komentarz:

  1. hahaha, w Łabuszu wszystkie obory są takie, ale dobry wstęp do krów ;P

    OdpowiedzUsuń