- Szefie! Zgłoś się! Szefie! Wstawaj! - darł się ktoś przez radio. To chyba druga zmiana gwardzistów. Rudego tym nie obudzili, a mnie i owszem. Podszedłem do radia i wziąłem je w rękę.
- Szef śpi, mówcie co tam się dzieje.
- Ludzie Bachmanna czekają przy wyjeździe z parkingu, lepiej nie wychodźcie.
- Ale nie wchodzą do środka? – mówiąc to, wszedłem do pokoju, w którym spał Rudy.
- Chyba czekają, żeby cię capnąć jak będziesz wyjeżdżał.
- Dzięki chłopaki, budzę Rudego i zaraz coś wymyślimy. Bez odbioru. Rudy wstawaj! – złapałem go za bety i mocno potrząsałem. Szybko się po tym obudził.
- Co jest? – powiedział przeciągając się i głośno ziewając.
- Psy czekają na mnie przy wyjeździe. Co robimy?
- Od samego rana problemy. Zrób coś do żarcia, ja w tym czasie pomyślę.
- No kurwa co ja…
- Nie marudź – przerwał mi. Poszedłem do kuchni ze spuszczoną głową i zrobiłem jakieś kanapki.
- Ale ci ich kurwa nie przyniosę! – krzyknąłem kiedy skończyłem. Rudy przyszedł zjadł kanapkę i zaraz coś wymyślił.
- Proste, wsiądę do twojej fury i pojadę. Chłopaki za mną i ucieknę im. Wyjadę bocznym wyjazdem i przejadę koło nich, żeby mnie widzieli. Oni za mną, ujedziemy daleko, a w tym czasie ty wyjdziesz i pójdziesz do kwatery. No to nie ma na co czekać. Idę na dół, a ty wypatruj.
Zrobiliśmy jak powiedział. Zeszliśmy oboje na dół, Rudy podszedł i przekazał plan gwardzistom. Potem udał się do mojej fury, odpalił ją i wyjechał bocznym wyjazdem. Chłopaki zaraz za nim. Chwilę później zauważyłem, że policjanci czekający przy wyjeździe zawrócili i pojechali gdzieś. Plan się udał, teraz pora na mnie. Biegiem ruszyłem do wyjścia, teraz byłem już pewien, że wszystko poszło tak jak należy.
Udałem się w kierunku kwatery, do której miałem dość spory kawałek. Po drodze miałem czas na rozmyślenia. Znaleźli kogoś, kto zeznaje przeciwko mnie. Mistrz wspominał coś o pakcie z Bachmannem. Czyżby o to mu chodziło? Ale to nie przejdzie, musieliby naprawdę kogoś znaleźć. Jabol na milion procent nie zeznawałby przeciwko mnie. Zostaje dwoje podejrzanych, ale po nich słuch zaginął. Nie wiem i mam nadzieję, że się nie dowiem kto to. Póki co jestem poszukiwany, ale jazda. Będzie o czym opowiadać wnukom.
W międzyczasie doszedłem do kwatery, gdzie przed wejściem czekał już na mnie Guru.
- Wiem, co się stało – powiedział. – Kiełbasa mi przekazał. Tutaj masz schronienie, bronić cię będziemy do ostatniej kropli krwi, zbawco.
- Nie będzie potrzeby. Teraz wydaje mi się, że prawnik by się przydał. Mamy w swoich szeregach jakiegoś?
- Mamy, kilku. Wejdźmy do środka. Tam porozmawiamy na spokojnie.- udaliśmy się tam. W środku kilkoro wyznawców się modliło do pomnika przedstawiającego kiełbasę.
- Tego tutaj nie było, nie?
- Wczoraj tutaj postawiliśmy. Niech wszyscy nasi wyznawcy mają dostęp do boskiego oblicza.
- Ta…
- Czekaj synu, wejdźmy tam do pokoiku. Bardzo poważnie porozmawiać musimy. – Kiedy weszliśmy do środka, swoim zwyczajem zamknął za nami drzwi. Wskazał ręką, żebym usiadł na jednej z poduszek wokół fajki wodnej – Tak więc, nadeszła pora ostatecznych decyzji. Kiełbasa polecił mi, abym cię wypytał. O twoją wiarę chodzi, nie w to co robimy, lecz w niego.
- Nie rozumiem pytania.
- Co do tego, że wierzysz w naszą misję pewność mamy. Wiemy, że chcesz powstrzymać Mistrza. Chodzi jednak o to czy wierzysz w Kiełbasę. W jego mądrość i jego moc. W jego majestat, w to że istnieje. Masz twardy i niezbyty dowód. Nie raz z nim rozmawiałeś.
- Nie wiem tak naprawdę, co o tym myśleć. Wiem, że do mnie przemawia i to co mówi jest prawdą, ale to, że jest bogiem. Sam nie wiem, nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. Potrzebuję czasu.
- Rozumiem, cieszę się mimo wszystko, że jesteś po naszej stronie. Wracając do spraw doczesnych, musimy się zastanowić nad adwokatem dla ciebie. Bachmann czyha, stoi już u wrót. Takie jest przeznaczenie, i tak być musi.
- Wiem.
- Wiem, synu, że wiesz. Znam jednego adwokata, dam mu znać to za dwa dni przyjedzie. Pomoże nam, bo to mój dobry znajomy. Nie znasz go, lecz go widziałeś. We śnie synu, we śnie.
- Niech tak będzie, przeczekamy… - rozległo się pukanie w drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz