- Policja! Otwierać! – rozległ się głos zza drzwi.
- To chyba po mnie. – powiedziałem. – nie będę uciekał. Niech ten adwokat działa i przyślij do mnie Jabola i Rudego.
- Niech tak będzie – rzekł Guru. Ja natomiast podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Policjanci od razu rzucili mnie na ziemię, po czym skuli i wynieśli z kwatery. Wpakowali mnie na sukę, a następnie pojechaliśmy na młyn. Chyba niedługo dostanę kartę stałego bywalca.
Szybko znaleźliśmy się na miejscu. W środku czekał na mnie Bachmann.
- Witaj, dawno się nie widzieliśmy. – powiedział – zaprowadźcie go do sali przesłuchań! – wprowadzili mnie do pierwszego budynku po lewej stronie. W środku pobrali mi odciski palców i wprowadzili moje dane do bazy. Potem poszliśmy na pierwsze piętro, gdzie znajdował się „pokój zwierzeń”. Zamknęli mnie tam samego, siedziałem na krześle przy stoliku, oprócz którego nie znajdowało się tutaj nic. Tym razem, krócej czekałem na Bachmanna.
- Jak ta zdrowie? – zapytał spokojnie.
- Nie narzekam, a twoje?
- Ciężko, od sześciu lat ciągle coś się pieprzy. Mówiłem ci, że znajdę coś na ciebie. Potrzebowałem małej pomocy, ale w końcu się udało.
- Kto sypnął?
- To ja tu zadaje pytania! – krzyknął waląc pięściami w stół. – Przepraszam, poniosło mnie. Mamy świadka, który sporo nam powiedział. Bardzo dużo wie, niemal jakby był tobą. Blisko z nim współpracowałeś. Wiemy też o twoim koledze Jabolu. Dobrze mówię?
- Nie wiem.
- Wiesz, dobrze wiesz. Jabol też w tym brał udział, ale on to płotka. Ciebie muszę wsadzić i dzięki zeznaniom mi się to uda. Wiemy gdzie mieliście bazę, z kim handlowaliście i skąd mieliście sprzęt! Nie wywiniesz się tym razem.
- Gówno prawda, nic nie masz! Blefujesz.
- Czyżby? Kojarzysz opuszczone PGRy w Rzepkowie?
- Nie.
- Widzę po oczach, że jednak kojarzysz. Wiem, że tam mieliście magazyn. To tylko kwestia czasu. Daję ci jedną, jedyną niepowtarzalną szansę. Poddaj się, jak się przyznasz szybciej wyjdziesz.
- Nie ma mowy.
- Trudno, chciałem być miły. Straż! – wszedł policjant – Zaprowadź go do izolatki.
- Idziemy – powiedział zakładając na mnie chwyt transportowy.
- To jeszcze nie koniec! – krzyknąłem, patrząc na Bachmanna. Widziałem w jego oczach radość, mimo że ciałem nie dawał po sobie tego poznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz