Zaprowadzili mnie do tej izolatki, gdzie byłem sam. W sumie jak nazwa wskazuje, to pomieszczenie chyba od tego jest. Mała prycza pod ścianą i kibel w rogu, po za tym miejsca tyle, że można tylko wstać z łóżka. Jedynym źródłem światła, była mała dziura w drzwiach służąca do podglądania co robię. Walnąłem się na pryczę i leżałem. Chciałem zasnąć, żeby jakoś przyśpieszyć upływ czasu, ale za wcześnie było na sen.
Z każdą chwilą zaczynałem wierzyć w wersję Bachmanna. Nie mogłem jednak wymyślić, który z moich dawnych współpracowników mnie zdradził. W sumie nie tylko mnie, wszystkich nas. Siwy wiedział wszystko, tylko te jego zasady, którymi się kierował nie pasują do zdrajcy. Zawsze był im wierny, nigdy ich nie zmieniał, nawet nie naginał. Może Abel? Do niego łatwiej by trafili, to on miał kontakt w początkowej fazie projektu z dilerami. On też w życiu by nie zdradził, głowę by dał sobie za nas uciąć. Minęło jednak tyle czasu, różne rzeczy mogły się wydarzyć. Mogło coś się stać, że zmusiło, któregoś z nich do tej współpracy.
- Masz gości, zbawco. – powiedział strażnik, który stał przed otwartymi drzwiami. Zamyśliłem się i nie zauważyłem kiedy je otworzył.
- Zbawco? – zapytałem zdziwiony.
- Też jestem wyznawcą. Kmiotek mnie tutaj przeniósł żebym cię przypilnował. Nikt tutaj nic ci nie zrobi. Chodź przyszedł Jabol z Rudym.
Wyszliśmy z izolatki i zeszliśmy schodami w dół do pokoju odwiedzin. Siedzieli tam przy jednym ze stolików. Po za nimi nie było tutaj nikogo.
- Siema chłopaki, sorka, że się z wami nie przywitam, bo spięte mam ręce.
- Nie no spoko – mówił Jabol. – Guru nam powiedział co się stało. Przyszliśmy najszybciej jak się dało. Co się dzieje?
- Ktoś zeznaje przeciwko mnie.
- Mamy kreta? – zapytał Rudy.
- Nie, tutaj chodzi o przeszłość. O dawne czasy i wiedzą o tobie Jabol. Pilnuj się, co prawda powiedział, że nie chcą cię łapać, ale z nimi nie wiadomo.
- Dzięki za ostrzeżenie. Ale kurwa kto zeznaje? Przecież nikt cię nie widział nawet.
- Więc są dwie opcje, albo Siwy, albo Abel.
- Co? Kurwa! Dobrze słyszałem?
- Tak, kto inny by mógł? Dobra, chuj w to. Dam sobie radę, nie o tym mieliśmy rozmawiać. Po pierwsze, Rudy musisz przyjąć jeszcze kilku gwardzistów. Ochraniać Guru, Jabola, Kmiota i Przybyszewskiego.
- To już zrobiliśmy – odpowiedział Rudy – Guru, już o tym pomyślał. Całą dobę ochraniamy kwaterę i bazę w Trawicy.
- Bazę?
- No już tam niemal skończyliśmy.
- Szybko, no dobra. Mam pomysł jak ją wykorzystać, ale to dopiero jak skończycie budowę. Drugie zadanie dla ciebie Rudy.
- Tak?
- Musisz znaleźć budynek, gdzieś w okolicach Koszalina, albo na przedmieściach. Otoczony wysokim murem. Na środku wielki plac, jakby parking otoczony dwupiętrowymi budynkami. Spora rezydencja.
- Mało danych, ciężko będzie jakiś znaleźć. Z pewnością będzie więcej niż jeden taki.
- Jak je znajdziecie, to mi pokażecie i ja rozpoznam.
- Się robi szefie!
- Jabol, musisz załatwić dziennikarza.
- Mam go… zabić?
- Nie, kurwa źle się wyraziłem. Znajdź go czy tam ją, obojętnie. Najpierw skontaktuj się z Kmiotem, on ci zdradzi szczegóły.
- Dobrze, to my się zabieramy do roboty, a ty wypoczywaj.
- Zabawne.
Wyszli oboje, a ja wróciłem do tej izolatki. Siedziałem tam dwa dni, których opisywał nie będę, bo oprócz kilkunastu odwiedzin Bachmanna nie działo się zupełnie nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz