piątek, 3 lutego 2012

34. U ŁYSEGO


Sami zaś ruszyliśmy do domu Łysego. Dobrze, że Rudy wiedział, gdzie można go teraz znaleźć. Jechaliśmy w stronę Rokosowa.
- Dziwne – powiedział Rudy. – O tej godzinie, psy zatrzymują każdego, a minęliśmy już ze trzy patrole.
- Może to ludzie Kmiota? Daleko jeszcze?
- Już dojeżdżamy.

            W tym momencie wjechaliśmy na wielki parking znajdujący się przed jakimś klubem. W środku grała głośna muzyka, a z okien buchały promienie różnokolorowych świateł. Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do środka. W przejściu stało dwóch karków, nie zatrzymali nas jednak. Ba, mało tego, otworzyli nam drzwi. Weszliśmy śmiało do środka. Coś mi tu jednak nie pasowało.
- Gdzie teraz? – zapytałem Rudego.
- Nie wiem…
- Chodźcie za mną. – przerwał Rudemu ochroniarz stojący za nami. – Do Łysego przyszliście? W sumie głupie pytanie, czeka już na was.
- Czeka? – cicho zapytałem z niedowierzaniem. Nie uzyskałem jednak, żadnej odpowiedzi. Kiedy spojrzałem na Rudego, z jego miny można było wyczytać równe mojemu zdziwienie.
            Szliśmy za ochroniarzem, przez zapchany do ostatniego miejsca parkiet. Całkiem fajna nuta leciała, lecz to nie był czas na zabawę, a na poważne działanie, w jakże ważnych sprawach. Wkrótce znaleźliśmy się na korytarzu prowadzącym do windy przy której stało kolejnych dwóch karków.
- Powiedzcie Łysemu, że przyszli goście. – powiedział do nich ochroniarz. Jeden z nich dotknął palcem ucha i coś zaczął mówić. Na chwilę przestał i skinął głową. Winda zjechała w dół i wrota się otworzyły - Dalej, idziecie już sami.
            Weszliśmy do środka i winda sama zaczęła jechać w dół. Nie wybraliśmy nawet piętra. No nic. Spojrzałem na Rudego, a on na mnie. Rozumieliśmy się bez słów, jasne było, że musimy się przygotować na wszystko. Nie wiadomo co nas tam czeka. Wkrótce winda stanęła i wrota ponownie się otworzyły. Przed nami rozpostarł się przedziwny widok. Ogromne pomieszczenie bez ani jednej lampy, żadnych współczesnych źródeł światła. Po środku ustawione jakby w tunel pochodnie, płonące jasnym płomieniem. Na podłodze lekko unosiła się mgła. Klimat jak z horrorów, niemal jak z krypty. Brakuje tylko „zombiaków” śliniących się na nasz widok.
- Chodźcie tu kurwa! – krzyknął mężczyzna siedzący na końcu tego „pochodnianego” korytarza. Nie będę ukrywał, że lekko się przestraszyłem gdy usłyszałem ten głos. Oboje z Rudym powoli ruszyliśmy do przodu.  Z każdym krokiem coraz wyraźniej było widać tego mężczyznę. Jego Łysa głowa w tym świetle przypominała księżyc odbijający promienie słoneczne. Siedział na ogromnym krześle, przypominającym królewski tron. Ubrany był w jakieś futra, chyba lamparcie bo w cętki.  Strasznie go poszerzały w barkach, lecz po twarzy było widać, że nie jest zbyt napakowany.
Nagle po prawej stronie rozległ się głośny ryk i wybiegła stamtąd jakiś ogromny zwierz. Patrzył się ciągle na nas idąc w kierunku mężczyzny. Kiedy się już przy nim się znalazł, usiadł, lecz ciągle nie spuszczał z nas oka.  
- Nie bójcie się go. – powiedział mężczyzna, gdy tylko znaleźliśmy się na tyle blisko, aby w cywilizowany sposób rozpocząć rozmowę. – Ares, nie jest niebezpieczny.
- Ty musisz być Łysy – powiedziałem.
- Bystrzak, a ty to kto? Nie czekaj, sam zgadnę. Hm… Wybawiciel, nowy Jezus. Tak?
- Nie do końca tak to wygląda, ale widzę, że wiesz co nieco.
- Ja wiem wszystko. Wiem kiedy ktoś niepuści wody w swoim kiblu, kiedy ktoś nie umyje zębów. Wiem wszystko co się dzieje w tym mieście. No,  w sumie to wiem prawie wszystko.
- Prawie? – zapytał Rudy.
- Nie mam pojęcia co was do mnie sprowadza. Byłbym też, wdzięczny gdybyś tylko ty, zbawicielu mówił.
- Dobra, sprawa jest prosta. Nie wiesz z kim zadzierasz. Atakując naszą kwaterę podpisałeś na siebie wyrok.
- Wyrok? – roześmiał się głośno – Przychodzisz do mnie i mi grozisz? Co się z tym narodem dzieje. Powiedz mi teraz jaki miałbym w tym cel?
- Przestraszyłeś się powtórki z przed sześciu lat.
- Ja się przestraszyłem? Dzięki temu co się wtedy działo mogłem zmonopolizować koszaliński rynek. Wszyscy się ze mną liczą, każdy się mnie o zdanie pyta. Myślisz, że teraz by ci się to udało? Tym bardziej, że psy chodzą za tobą na każdym kroku? Nie ma szans na powtórkę. Tylko idiota mógłby uwierzyć w taką bajkę. Po za tym, całkiem nieźle mi płacicie i dzięki Jabolowi mam dostęp do tego waszego zielska. Jeszcze bym zapomniał o tym, że dzięki waszym działaniom rynek zbytu się powiększa.
- Jeśli to nie ty? To kto?
- Zastanów się, z naszej dwójki to raczej ty jesteś ten mądrzejszy.
- Chyba wiem.
- Jestem pewien, że wiesz. To jak zrywamy naszą umowę? Czy dalej współpracujemy?
- Wszystko zostaje bez zmian.
- Niech tak będzie. Bardzo chętnie bym was wspomógł w walce z tym Mistrzem, ale to godzi w moje interesy.
- Domyślam się, żegnam.
- Bywajcie. Ares was odprowadzi.
            Wyszliśmy z tego budynku i poszliśmy prosto do samochodu. Po drodze nie rozmawialiśmy.
- Wierzysz mu? – zapytał Rudy.
- Tak, czuję, że mówi prawdę.
- To wiesz kto to mógł zrobić?
- Domyślam się. Pojedziesz tam ze mną jutro?
- Nie mam wyjścia, gwardię też…
- Tylko my, we dwoje.
- Ok... ty tu rządzisz. Odwieźć cię na chatę?
- Tak, bo już chyba ta impreza w namiocie się skończyła?
- No co ty, od  trzech godzin wszyscy śpią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz