Pojechaliśmy
do mojego mieszkania. Czekało tam już dwóch gwardzistów. Tylko jedno mi po
głowie chodziło, położyć się spać. Uczyniłem wszelkie możliwe starania aby jak
najszybciej to zrobić. Pożegnałem się z Rudym i poszedłem na górę. Umówiłem się
z nim, że będzie na mnie czekał przy hurtowni na morskiej.
Szybki prysznic i do łóżka. Ktoś
chyba nade mną czuwa, bo łóżko miałem pościelone. Ułożyłem się wygodnie i po
chwili pogrążyłem się we śnie.
„- Wstawaj!
Wstawaj! – odezwał się Kiełbasa.
- Przecież
nie śpię. – odpowiedziałem wstając z łóżka, o dziwo byłem już ubrany. – Kopę
lat co?
- No pewnie,
chodź tu do mnie!.
Udałem się do pokoju obok. Wydawało
mi się do tej pory, że jest to moje mieszkanie. Tak jednak nie było,
przynajmniej jeśli chodzi o ten pokój do którego wszedłem. Był dosyć mały,
ciemny i strasznie zadymiony. Na środku stała fajka wodna, dookoła której
leżały poduszki. Zupełnie jak w bocznym pokoiku w kwaterze. Na jednej z nich
siedział Kiełbasa i chyba zaciągał się dymem z fajki. Jak to zrobił? Nie mam
pojęcia, ale jakoś mu to szło. Na suficie nad fajką wisiał żyrandol jasno
oświetlający jedynie ją i poduszki. Reszta pokoju była pogrążona w niczym nieprzeniknionej
ciemności. Kiedy usiadłem na poduszce naprzeciwko Kiełbasa, otaczająca mnie
przestrzeń wydawała się nieskończona niczym kosmos.
- Tak więc,
widzę, że przygotowania idą pełną parą. – powiedział Kiełbasa podając mi fajkę.
- Jak ty to
robisz?
- Pamiętaj,
że to sen… Tak więc?
- Staramy
się, mieliśmy nieco problemów. Jeden większy, drugi też duży, ale nieco
mniejszy. Z tym największym sobie już poradziłem.
- Wiem,
wszystko wiem. Widzę i obserwuję. Przyszedłem ci przekazać ważną informację, a
raczej pokazać.
- To
świetnie, bo bałem się, że zabraknie atrakcji.
Otaczająca nas ciemność zaczęła się
powoli zmieniać i przybierać postać lasu, a konkretniej drogi, która przecina
niezbyt gęsty las. My siedzieliśmy dalej przy fajce na środku drogi.
- Obserwuj.
– powiedział Kiełbasa.
- Wiem,
wiem, zaraz się wszystkiego dowiem. Nie pierwszy raz z tobą podróżuje.
- Szybko się
uczysz.
Na drogę wbiega sarna, aby skubnąć
ździebełko trawy. Widać była tym tak zajęta, że nie usłyszała nadjeżdżającego
samochodu, który z całym impetem w nią uderzył.
- Kurwa, co
ślepy jesteś idioto zasrany? – krzyczał wychodząc z samochodu mężczyzna
siedzący po stronie pasażera. – Jak teraz uciekniemy cepie?
- Nie bój
się, mam plan. – odpowiedział z rosyjskim akcentem mu kierowca. Kiedy wysiadł,
jego sylwetka wskazywała też z jakiego
kraju pochodził. Był wielki, góra mięsa, jeden wielki mięsień i łysa głowa. –
Sabaka zasrana, co ona tu robiła?
- Nie co ona
tu robiła, tylko gdzie ty masz oczy idioto.
- Nie
wyzywaj mniej od idiotów, bo sabaki los podzielisz.
- Grozisz
mi? To dzięki mnie im uciekliśmy!
- Psubraty
zasrane, marny naród polszy! – wyjął z pod bluzy pistolet. – Sabaki szkoda mi
było, tiebja niet.
- Nie ze mną
te numery! – krzyknął i też wyjął pistolet. Lecz nie zdążył nawet nim wymierzyć
w swego rosyjskiego kompana, bo padł na ziemię od jego pocisku. Mężczyzna
podszedł bliżej i stanął nad ciałem sarny.
- Oby ci w
niebie lepiej było, sabaka. – teraz podszedł do swojego, jeszcze żyjącego
towarzysza podróży.
- Nie,
proszę nie… nie… nie zabijaj mnie. – mówił dławiąc się krwią.
- W rasiji
dawno byś już nie żył. Ciesz się, że ci dałem tyle życia. – splunął na niego i uciekł do lasu.
Nieco się ściemniło, czas
przyspieszył i z popołudniowego dnia zrobiła się ciemna noc. Chwilę później
podjechał drugi samochód i zatrzymał się zaraz za poprzednim. Wyszedł z niego
Sosna i ktoś jeszcze. Znowu zrobiło się całkiem ciemno dookoła.
- Widzisz,
synu niedługo czeka cię wielki wybór. Od niego zależą losy naszej misji.
- Kto to
był? Jaki wybór? Pomóż mi wybrać właściwie!
- Nie, nie
mogę. Sam musisz tego dokonać, wybrać pomiędzy tym co zyskasz a tym co…
stracisz.
- Strącę? O
co chodzi?
Obudziłem się zalany potem. Nie
wiedziałem co się dzieje, chwilę zajęło zanim się otrząsnąłem. Było już
południe, na niebie świeciło jasno słońce. Spojrzałem odruchowo na telefon, a
tam dwadzieścia cztery nieodebrane połączenia od Jabola. Czego on znowu chce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz