poniedziałek, 6 lutego 2012

36. PREMIERA


Przemyłem twarz zimną wodą i zaparzyłem sobie kawę. Usiadłem przed telewizorem aby ją wypić. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, a wkrótce potem ich otwieranie. Wczoraj nie zamknąłem drzwi?

- Siema! – krzyknął Jabol wchodzący właśnie do pokoju, w którym siedziałem. – Co kurwa nie odbierasz? Dzwonie i dzwonie, a ty śpisz. W ogóle to byś się ubrał, zaraz dwunasta. Włączaj wiadomości, nie będę ci opowiadał.
- Dobra, dobra, daj mi się obudzić. Opowiadał? O czym?
- Oglądaj, o patrz. W pierwszych informacjach będą to podawać.
- Dzień dobry – mówiła prezenterka z telewizji. – zaczynamy dzisiaj od wiadomości o Andrzeju Karpisiemowiczu, regionalnym przywódcą partii opozycyjnej u którego na posesji znajdowała się dziupla złodziei samochodowych. Połączymy się teraz z rzecznikiem koszalińskiej policji.
- Dzisiaj w nocy, po godzinie drugiej nasza grupa antyterrorystyczna weszła do posesji pana Karpisiemowicza. Znaleźliśmy tam skradziony ponad tydzień temu samochód oraz części do wielu innych. Właściciel posesji oraz jego wspólnicy zostali aresztowani i czekają w areszcie na zarzuty. Pieniądze ze sprzedaży aut i części szły na regionalne konto partii. Na szczęście tym sprawnym posunięciem zlikwidowaliśmy ten nielegalny proceder.
            Jabol złapał pilota i wyłączył telewizor, po czym powiedział:
- Widzisz? Widzisz? Załatwiłem dziennikarkę, napisze serię artykułów o ich przekrętach. Trochę je urozmaici, ale większość będzie prawdą. Widzisz kurwa? Jak się staram?
- Widzę, dostaniesz za to medal. Taki z kiełbasy.
- Bardzo śmieszne, jakieś plany na dzisiaj?
- Niezbyt, coś jeszcze wymyślę.
- To jedź ze mną na promocję płyty. Dzisiaj premiera, a może tam nakłonisz jeszcze kogoś, żeby do wyznawców dołączył?
- Tylko zjem dobra?
            Długo to nie trwało. Szybka posiłek, na ogromnych nerwach. Ciągłe kibicowanie Jabola „dawaj, szybciej bo się spóźnię, no ruszaj dupę!” , bardzo przyśpieszyło cały proces wchłaniania żywności. Potem ubieranie na piątym biegu i do samochodu. Jabol prowadził, bo jak powiedział „tylko mistrz kierownicy, przez miasto przejechać może, o tej porze”. Chciał to ma. Po jakichś piętnastu minutach byliśmy już w centrum handlowym, w którym to miała się odbyć premiera płyty jego składu.
            Gdy tylko zaparkowaliśmy zleciał się tłum, dziennikarzy, albo fanek. Ciężko określić. Porwali go i ruszyli w stronę stoiska w sklepie muzycznym. Zostałem sam, w sumie to nawet lepiej w tej sytuacji. Ruszyłem powoli w tym samym kierunku, po drodze rozmyślając nad sensem tego snu. Co to ma znaczyć z tym wyborem? Coś stracę, coś zyskam. Może ta sarna jest kluczem. Chociaż do tej pory nie było żadnych ukrytych znaczeń. Jedno jest pewne. Sosna, ten adwokat jest w to zamieszany. Ktoś jeszcze tam był, tylko kto? O co chodzi z tym Ruskiem i z kim on jechał? Przed czym uciekali. Za dużo pytań. Wkrótce się dowiem o co chodzi, znający życie.
            W międzyczasie doszedłem do tego stoiska. Stał tam tłum, zabijający się o autografy. Bałem się podejść bliżej, jeszcze by mnie zagryźli. Stałem z boku i obserwowałem. Po chwili zwróciłem uwagę na dość sporą grupę ludzi idącą korytarzem obok. Przez krótki czas myślałem, że to kolejna partia fanów. Tak jednak nie było. Wszyscy ubrani w czarne garnitury, a przed nimi dziennikarze robiący zdjęcia. Podejdę bliżej, może się dowiem o co chodzi.
- Odsunąć się, dajcie nam przejść. – powiedział Kiełbasa. Znowu te zakłócenia? Niemożliwe, głos dobiegał z tej gromady ludzi. Teraz miałem już mocny powód aby podejść bliżej. Kiedy jednak się zbliżyłem jeden z tych ludzi odzianych w garnitury podszedł do mnie i powiedział po angielsku:
- Odejdź, czego tu szukasz? Nie masz tutaj na co patrzeć! Wyjazd, bo cię obezwładnię!
- Dobra! Bez nerwów, już idę. – odpowiedziałem mu w tym samym języku i odszedłem. Głupi nie jestem i nie wyskakuje do uzbrojonych z pięściami. Po chwili podbiegli do mnie gwardziści obserwujący mnie z pewnej odległości. Coraz lepiej im to szło, bo nawet nie zauważyłem, że za nami pojechali.
- Co jest szefie?
- A nic, chciałem się zapytać co tu się dzieje.
- To jakiś amerykański ambasador. Przyjechali z jakąś tajną propozycją do naszego rządu. Ciągle trąbią o tym w telewizji.
- Jakoś mi umknęło, dzięki za info.
- Spoko, szefie. Jak coś to my tutaj jesteśmy.
- Dzięki chłopaki.
            Odeszli i po chwili wtopili się w tłum. To nie mogło mi się zdawać, głośno i wyraźnie słyszałem Kiełbasę. Chociaż, nie trzyma się to kupy. Może przemęczony jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz