piątek, 10 lutego 2012

40. Al-Kielbasad


Długo na Jabola nie musiałem czekać, po jakichś piętnastu minutach podjechał.
- Wsiadaj! – krzyknął zatrzymując się na środku ulicy – Patrz, oddali nam już furkę.
- Siema, no to świetnie. – wsiadłem do środka i przywitałem się z nim i z gwardzistami siedzącymi z tyłu. – jak premiera?

- O stary nie pytaj. W życiu bym nie przypuszczał, że już sławny jestem. – roześmiał się i wcisnął gaz do dechy. – Jeszcze mnie nosi z radości! Tylko Guru trochę mi pokrzyżował plany, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Trzeba jechać organizować, no to Jabol tam musi być. Może jakieś dupeczki będą.
- Arabki? Nic nie zobaczysz nawet.
- Z oczu wszystko wyczytam!
- A propos, mam numer do Reni. Kazał mi dać go tobie, ale potem mnie zamknęli i zapomniałem. Chcesz?
- Pewnie, że chcę. Się głupio pytasz!
- To ci nie dam.
- Weź se jaj nie rób. Dawaj bo wpakuje nas do rowu!
- Żartuję. Daj mi telefon to ci go wbije.
- Masz. – podał mi go. – Kurwa! Zapiąć pasy, psy trzepią.
             Na wylocie z Koszalina policja zorganizowała jakąś akcje, podczas której sprawdzali wszystkie wyjeżdżające i wjeżdżające do miasta samochody. Nas też to nie ominęło, jeden z policjantów świecącym na czerwono lizakiem wskazał miejsce w którym mamy się zatrzymać. Jabol grzecznie tam zjechał i uchylił okno. Po chwili podszedł do nas jeden z policjantów.
- Dobry wieczór, Jan Kowalski, koszalińska drogówka. O przepraszamy bardzo, już nie zatrzymujemy. Proszę jechać dalej, spokojnej podróży. – osłupieliśmy wszyscy. Co jest? O co chodzi? Zamiast się cieszyć, ogromne zdziwienie nas ogarnęło. Chwilę to trwało zanim się ogarnęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę.
            Podczas podróży chłopaki gadali o jakichś wszystkim co możliwe. Ja niestety się wyłączyłem i wpadłem w półsen. Na szczęście mi nie przeszkadzali i mogłem chwilę odpocząć. Do Białogardu nie jest strasznie daleko. W godzinę byliśmy już na miejscu. Na miejscu w sensie w mieście, bo zanim znaleźliśmy kwaterę Al-Kielbasad minęło jeszcze drugie tyle. Swoją drogą nieźle się ukryli, wśród rozpadających się kamienic na obrzeżach miasta. Kiedy zajechaliśmy na podwórze, czekał na nas orszak powitalny składający się z dwóch osób. Na bogato. Oboje byli ubrani w białą pościel, chociaż pewnie ten stój jakoś się nazywa w ich języku. Na głowie jeden z nich miał biały turban, a drugi złoty. Po za tym szczegółem to niewiele ich różniło.
- Witajcie – powiedział ten w białym turbanie, kiedy wysiedliśmy z samochodu. –Jestem Said, a to jest nasz Guru. Witajcie w naszych skromnych progach.
- Siema chłopaki – krzyknął Jabol podając rękę Guru. Ten się tylko na niego spojrzał i skrzywił. Jabol zrobił ten sam wyraz twarzy.
- Wybaczamy wam – mówił Said. – Nie znacie naszych zwyczajów. Guru, rozmawia tylko z oświeconymi, czy jak wy ich nazywacie. Jako, że nastały ważne czasy dla naszych wspólnot, a wkrótce wspólnoty, do grona tych osób dołącza również Mesjasz.
- Miło nam was powitać. – powiedziałem – Cieszymy, że możemy być waszymi gośćmi. Wybaczcie, ale ciężki dzień mieliśmy i byśmy chcieli udać się na spoczynek.
- Chodźcie za mną. Pokoje już są gotowe.
            Poszliśmy za Saidem, Guru został na dworze i tylko patrzył jak odchodzimy. Udaliśmy się do budynku znajdującego się po prawej stronie posesji. Wszystko urządzone w arabskim stylu, w sumie można było się tego spodziewać. Gliniane białe chatki z wystającymi balami u podstaw dachu. Na środku brukowany plac otoczony palmami. Jak to możliwe, że tutaj rosną? Może są sztuczne.
            Weszliśmy do środka i tam zobaczyliśmy coś czego się chyba żaden z nas nie spodziewał. Chodzi mi o wystrój, wszystko dookoła było po arabsku, więc myśleliśmy, że tutaj też tak będzie. Się zdziwiliśmy bo w środku było po „naszemu”. Telewizor po prawej, na prawie całą ścianę i konsola podłączona do niego. Cztery łóżka z parawanami obok nich. Jak w szpitalu, ale nie tym publicznym, a dla jakichś szych. Szybko się rozgościliśmy, nawet nie zauważyliśmy jak Said nas opuścił. Chłopaki się dorwali do konsoli, ja zaś udałem się prosto do łóżka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz