środa, 15 lutego 2012

45. Ciężarówki


            Cała ta ciemność szybko przemieniła się w zniszczoną przez człowieka okolicę. Może nie bezpośrednio przez niego, ale przez jego działania. Staliśmy przy drodze, która ciągnęła się przed nam, niemal aż po horyzont. Po obu stronach rósł las, chociaż może to słowo jest złe w tym wypadku. Stały tam suche pnie drzew, bez liści i niemal bez gałęzi. Korzenie wystawały z ziemi. Krajobraz jak z okolic elektrowni węglowych. Nagle za nami usłyszałem ryk silników i gdy się odwróciłem, ujrzałem kolumnę ciężarówek jadących w naszym kierunku.

- Tym przywieźli ludzi. Chodź za mną.
            Stojąc w miejscu przesunęliśmy się wzdłuż tej drogi i znaleźliśmy się wewnątrz jakiegoś obiektu. Chyba wojskowego, bo otoczony był wysokim ogrodzeniem i co kilkadziesiąt metrów stała wieża wartownicza.
            Otworzyła się brama i ciężarówki wjechały na plac. Stanęły jedna obok drugiej i z każdej „wysypał” się tłum ludzi. Wszyscy byli przerażeni, krzyczeli, jęczeli lecz to nie robiło wrażenia na strażnikach, którzy ustawiali ich w kilkusetmetrowym szeregu. Po chwili podzielili ich na sześć grup i każda z nich udała się do innego budynku.
- Za mną. – powiedział Kiełbasa, po czym unosząc się nad ziemią podążył za jedną z nich, a ja oczywiście za nim.
            Wkrótce potem znaleźliśmy się w jednym z budynków. Były to chyba jakieś stare koszary, albo zakład więzienny. Na środku znajdował duży plac, a z prawej strony schody na wyższe piętra. My jednak udaliśmy w podziemia, przez ukryte na środku wrota. Po drabinie, jeden po drugim schodzili na dół. Kiedy też chciałem to zrobić, niespodziewanie znalazłem się na dole.
- Nie będziemy się męczyć przecież – rzekł Kiełbasa. – Idźmy dalej za nimi.
            Znaleźliśmy się w tunelu prowadzącym do jakiejś większej sali. Był chyba świeżo wykopany, bo co jakiś czas małe ilości ziemi sypały nam się na głowę. W sumie klimat trochę jak w średniowiecznych kopalniach. Grube drewniane bele podtrzymujące strop. Cieszę się, że nie mam klaustrofobii.
            Wkrótce potem znaleźliśmy się w tej ogromnej sali. Była oświetlana pochodniami, które mimo wszystko dobrze spełniały swoją rolę. Wielka wykopana w ziemi kula w skrócie. Nic nie było w środku z wyjątkiem bardzo ciekawego posągu na ścianie naprzeciwko wejścia do sali. Przedstawiał chyba mężczyznę, sądząc po muskulaturze, która jakby nie patrzeć była ponad przeciętna. Z tyłu wystawał ogon zakończony czymś podobny do grotu strzały. Na głowie trzy rogi ułożone jak w widłach, albo trójzębie jeśli ktoś nie wie jak owe przedmioty wyglądają. Jeszcze twarz, niemal trójkątna, takiego cwaniaczka z sadystycznym uśmiechem. Pod posągiem stał wielki kamienny stół, cały we krwi. U jego nóg leżały jeszcze niesprzątnięte szczątki ludzkich ciał. Z rogów stołu wystawały pręty, do których przymocowane były kajdany.
            Strażnicy zatrzymali prowadzoną grupę i wzięli jednego z nich. Zaprowadzili go do stołu i położyli na nim, po czym przypięli i odeszli. Zza posągu wyszedł jakiś człowiek odziany w czarne szaty.
- Padnijcie na kolana! – krzyknął stając przed stołem. Strażnicy powalili zgromadzonych na kolana. – Tak o to spełnia się nasz pakt z panem panów i królem królów! – wyjął spod tych szat nóż i uniósł go w górę, szepcząc coś pod nosem. Z tej odległości nie było nic słychać. Potem szybkim ruchem wbił nóż w obojczyk leżącego na stole mężczyzny. – Tak się spełnia wola pana! – krzyknął i powoli ciągnął, ciągle wbity nóż w dół, rozcinając w ten sposób ciało ofiary na pół. Coś tam jeszcze krzyczał, ale ciężko było go zrozumieć, bo rozcinany mężczyzna darł się dużo głośniej.
- Widzisz? – powiedział Kiełbasa i znaleźliśmy się powrotem w miejscu wyjściowym, to znaczy byliśmy otoczeni ciemnością. – Nie możemy teraz zawrócić. To się nie skończy, taki los czeka wszystkich porwanych.
- To jakiś obłęd! Zabiję tego Guru, tak jak mówi przepowiednia.
- Dobrze, cieszy mnie to, że pozbyłeś się wątpliwości. Robisz to dla nas wszystkich.
- Wiem.
- Co z tym Vladimirem. Widzę, że z nim rozmawiałeś.
- Tak, mamy się jeszcze rozmówić.
- Wykorzystaj to, że nie będzie się spodziewał.
- Nie! Nie zabiję go dopóki się nie dowiem, gdzie przetrzymują tych wszystkich ludzi!
- Ale nie wahaj się jak przyjdzie co do czego. Jeszcze jedno, nie daj się zmanipulować i nie wierz w to co mówi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz