Powoli otwierałem
oczy i promienie światła docierały do moich gałek. Zaraz, zaraz, skąd światło w
jaskini? Otworzyłem teraz oczy najszerzej jak się dało, mimo bólu głowy, który
mi to bardzo utrudniał i mimo tego okropnego światła. Zobaczyłem nad sobą biały
sufit. Co jest? Zerwałem się szybko i usiadłem. Dopiero teraz zauważyłem, że
leżałem na łóżku przykryty kocem. Rozejrzałem się na boki i zobaczyłem, że
jestem w jakimś pokoju z białymi ścianami. Przy drzwiach stały dwa krzesła, na
jednym spał Rudy, a na drugim siedział Jabol, który właśnie w tym momencie
zauważył, że się obudziłem. Szturchając Rudego, wstał i podszedł do mnie.
- No w końcu stary – powiedział.
– Myśleliśmy, że już się nie obudzisz.
- Kurwa, co się stało? –
zapytałem.
- No szefie – odezwał się Rudy,
który właśnie podszedł do mojego łóżka. – Pokonałeś tego Guru, ale niezbyt
przepisowo.
- Już pamiętam, kosą sobie
pomogłem…
- No nie tylko – przerwał mi
Jabol. – Przyrządzałem te mieszanki ziołowe i no muszę ci przyznać, że trochę
na twoją korzyść ziomuś.
- Moja bania, kurwa mać. Jakoś
nie czuję tutaj twojej pomocy.
- Gurowi dodałem trochę ekstraktu
z pomidora australijskiego, a tobie dałem neutralizatora. No i to, teraz wiem,
że trochę niebezpieczne kombo. Myśleliśmy, że już się nie obudzisz, a wszystko
się sypie.
- Szefie, pospałeś dwa tygodnie…
- Ile? –przerwałem Rudemu.
- Dwa tygodnie, no może więcej. –
kontynuował Jabol.- Szesnaście dni, a wszystko zaczęło się sypać. Musimy
jechać, Rudy przygotuj samochód. – wybiegł z pokoju. – Wiem, że jeszcze nie
doszedłeś do siebie, ale musimy jechać. Po drodze ci wyjaśnimy wszystko.
- Dobra, pomóż mi wstać.
Wszystko
mnie bolało, jakby stado słoni po mnie przebiegło. Może te wszystkie piruety
były naprawdę? I ten spadek z wysoka? Nie wiem, ale tak się czuję. Jakoś
wstałem i przy pomocy Jabola dotarłem do samochodu. Nie byliśmy w kwaterze
Al-Kielbasad. Dziwne. Mam nadzieję, że zaraz mi wszystko wyjaśnią. Wsiadłem do
samochodu na siedzeniu pasażera z przodu i zapiąłem pas. Chwile po mnie wsiadł
Jabol. Rudy odpalił i ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z jakiejś posesji stojącej
pośród lasu.
- O stary co dym się zrobił –
rozpoczął Jabol. – W ogóle wszyscy czekaliśmy, aż któryś z was wyjdzie, ale
nikt nie wychodził. No to Rudy z Saidem weszli do środka…
- Prawda – przerwał mu Rudy.
- Cicho, ja opowiadam…
- No mów! – teraz ja mu
przerwałem.
- Cicho kurwa! – spojrzał na nas
groźną miną i kontynuował. – No i weszli tam, a ja za nimi. Nie mogłem czekać!
Weszliśmy tam i co zauważyliśmy? Leżysz na Guru w kałuży krwi, ani ty ani on
się nie rusza. Pozabijali się nawzajem, tak sobie pomyślałem. No , ale Rudy
podszedł i zdjął cię z niego, i co się okazało? Guru ma podcięte gardło, a ty
oddychasz. Ulżyło mi, nie żebym wiesz, no ale chujowo by było, gdyby cię taki
leszcz ukatrupił.
- No, no… - przytaknąłem mu.
- Cieszę się, że się zgadzasz ze
mną. Nie było by problemu, gdyby Said nie zauważył kosy leżącej obok. Zaczął
coś krzyczeć o świętokradztwie czy coś takiego. Skandal i te sprawy. No i bym
zapomniał, krzyczał, że nie spełniła się przepowiednia i fuzji nie będzie.
Spojrzałem na Rudego, a on na mnie. Rudy podszedł do niego i powiedział:”
Nikomu nic nie powiesz”. Said, odpowiedział, że powie wszystko i że mamy
przerąbane. Tylko on ładniejszych słów używał, takich mądrze brzmiących. Wiesz
co się potem działo? O matko! W życiu takiego czegoś nie widziałem, znaczy
widziałem, ale tylko w filmach…
- No mów kurwa! – przerwałem mu.
W międzyczasie wyjechaliśmy z lasu i wjechaliśmy na jakąś szerszą drogę. Nigdy
w życiu tutaj nie byłem.
- Nie denerwuj się tak!
Wprowadzam nastrój i napięcie.
- No zabiłem
go – powiedział Rudy.
- Co!? –
wystękałem ze zdziwieniem.
- Zabił go –
konturował Jabol.- i teraz zepsuł moje opowiadanie! Dobra kij w to. Zabił Saida
i mieliśmy dwa problemy. Postanowiliśmy, że wyjdziemy z tobą i powiemy im, że
Said nie mógł pogodzić się z twoją wygraną i rzucił się na ciebie. Walnął cię i
straciłeś przytomność, a Rudy w obronie go zabił. Plan genialny, ale większa
część starszyzny nie kupiła tego i musieliśmy uciekać. Nasz Guru się wkurwił,
ale to nic…
- Dobra kurwa
skończ już. – przerwał mu Rudy. – Zanim skończysz to mu łeb pęknie. Guru się
wściekł, ale przeszło mu, bo pojawił się nowy problem. Wśród naszych wyznawców
pojawiła się moda na napadanie ludzi popierających Mistrza. Zaczęło się od
wyzwisk, ale szybko się przeistoczyło w pobicia i mordy.
- Mordy? –
zapytałem.
- Tak,
zabijali ich i to strasznie brutalnie. Najczęściej członkowali albo miażdżyli
kończyny. Popieprzone ponad przeciętną. Coraz większej rzeszy zaczynało
odpierdalać i przeprowadziliśmy szybkie śledztwo. No to może teraz Jabol się
pochwal. – spojrzałem na niego, a ten odwrócił głowę w drugą stronę i się
słowem nie odezwał. – Tak myślałem, ustaliliśmy, że te nasze ziółka. Super
wytwór nadwornego zielarza, strasznie ryje banie. Wiesz jak ktoś zapali raz czy
dwa to nic się nie dzieje, ale jak więcej to łatwo im wmówić cokolwiek. Wmówili
sobie naszą misję i… trudno dojebało im, ale co gorsza, zaczęła się nagonka
prasy. Wielkie afery, aresztowania. Główne źródło dochodów upadło, bo cały sort
i laboratorium wpadły w łapy psów.
- Nie fajnie
i co teraz?
- Baza
jeszcze funkcjonuje, trochę środków na kontach zostało, no i mamy dobre wieści.
- No dawaj.
-
Przybyszewski zlokalizował te posesję z tym przedmiotem.
- Zajebiście,
nie wszystko stracone.
- No nie
wiem, ale w szczegóły wprowadzi cię Przybyszewski. Guru stracił kontrolę,
skitrał się w bazie w Trawicy. Szukają mnie i ciebie, kurwa wszystkich, nie ma
już gwardii. Wszystko padło na twarz.
- Mam
nadzieję, że nie myślisz o wycofaniu?
- Nie, nie ma
takiej opcji. Wiedz, że jestem z tobą, chociażby nie wiem co!
- Ja też! –
krzyknął Jabol.
- Cieszę się
chłopaki, ale pozwólcie, że się kimnę.
- Dobra,
tylko bądź gotowy, bo jak nas psy zhaltują będziemy musieli uciekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz