sobota, 25 lutego 2012

49. Od nowa...


Powoli otwierałem oczy i promienie światła docierały do moich gałek. Zaraz, zaraz, skąd światło w jaskini? Otworzyłem teraz oczy najszerzej jak się dało, mimo bólu głowy, który mi to bardzo utrudniał i mimo tego okropnego światła. Zobaczyłem nad sobą biały sufit. Co jest? Zerwałem się szybko i usiadłem. Dopiero teraz zauważyłem, że leżałem na łóżku przykryty kocem. Rozejrzałem się na boki i zobaczyłem, że jestem w jakimś pokoju z białymi ścianami. Przy drzwiach stały dwa krzesła, na jednym spał Rudy, a na drugim siedział Jabol, który właśnie w tym momencie zauważył, że się obudziłem. Szturchając Rudego, wstał i podszedł do mnie.

- No w końcu stary – powiedział. – Myśleliśmy, że już się nie obudzisz.
- Kurwa, co się stało? – zapytałem.
- No szefie – odezwał się Rudy, który właśnie podszedł do mojego łóżka. – Pokonałeś tego Guru, ale niezbyt przepisowo.
- Już pamiętam, kosą sobie pomogłem…
- No nie tylko – przerwał mi Jabol. – Przyrządzałem te mieszanki ziołowe i no muszę ci przyznać, że trochę na twoją korzyść ziomuś.
- Moja bania, kurwa mać. Jakoś nie czuję tutaj twojej pomocy.
- Gurowi dodałem trochę ekstraktu z pomidora australijskiego, a tobie dałem neutralizatora. No i to, teraz wiem, że trochę niebezpieczne kombo. Myśleliśmy, że już się nie obudzisz, a wszystko się sypie.
- Szefie, pospałeś dwa tygodnie…
- Ile? –przerwałem Rudemu.
- Dwa tygodnie, no może więcej. – kontynuował Jabol.- Szesnaście dni, a wszystko zaczęło się sypać. Musimy jechać, Rudy przygotuj samochód. – wybiegł z pokoju. – Wiem, że jeszcze nie doszedłeś do siebie, ale musimy jechać. Po drodze ci wyjaśnimy wszystko.
- Dobra, pomóż mi wstać.
            Wszystko mnie bolało, jakby stado słoni po mnie przebiegło. Może te wszystkie piruety były naprawdę? I ten spadek z wysoka? Nie wiem, ale tak się czuję. Jakoś wstałem i przy pomocy Jabola dotarłem do samochodu. Nie byliśmy w kwaterze Al-Kielbasad. Dziwne. Mam nadzieję, że zaraz mi wszystko wyjaśnią. Wsiadłem do samochodu na siedzeniu pasażera z przodu i zapiąłem pas. Chwile po mnie wsiadł Jabol. Rudy odpalił i ruszyliśmy. Wyjechaliśmy z jakiejś posesji stojącej pośród lasu.
- O stary co dym się zrobił – rozpoczął Jabol. – W ogóle wszyscy czekaliśmy, aż któryś z was wyjdzie, ale nikt nie wychodził. No to Rudy z Saidem weszli do środka…
- Prawda – przerwał mu Rudy.
- Cicho, ja opowiadam…
- No mów! – teraz ja mu przerwałem.
- Cicho kurwa! – spojrzał na nas groźną miną i kontynuował. – No i weszli tam, a ja za nimi. Nie mogłem czekać! Weszliśmy tam i co zauważyliśmy? Leżysz na Guru w kałuży krwi, ani ty ani on się nie rusza. Pozabijali się nawzajem, tak sobie pomyślałem. No , ale Rudy podszedł i zdjął cię z niego, i co się okazało? Guru ma podcięte gardło, a ty oddychasz. Ulżyło mi, nie żebym wiesz, no ale chujowo by było, gdyby cię taki leszcz ukatrupił.
- No, no… - przytaknąłem mu.
- Cieszę się, że się zgadzasz ze mną. Nie było by problemu, gdyby Said nie zauważył kosy leżącej obok. Zaczął coś krzyczeć o świętokradztwie czy coś takiego. Skandal i te sprawy. No i bym zapomniał, krzyczał, że nie spełniła się przepowiednia i fuzji nie będzie. Spojrzałem na Rudego, a on na mnie. Rudy podszedł do niego i powiedział:” Nikomu nic nie powiesz”. Said, odpowiedział, że powie wszystko i że mamy przerąbane. Tylko on ładniejszych słów używał, takich mądrze brzmiących. Wiesz co się potem działo? O matko! W życiu takiego czegoś nie widziałem, znaczy widziałem, ale tylko w filmach…
- No mów kurwa! – przerwałem mu. W międzyczasie wyjechaliśmy z lasu i wjechaliśmy na jakąś szerszą drogę. Nigdy w życiu tutaj nie byłem.
- Nie denerwuj się tak! Wprowadzam nastrój i napięcie.
- No zabiłem go – powiedział Rudy.
- Co!? – wystękałem ze zdziwieniem.
- Zabił go – konturował Jabol.- i teraz zepsuł moje opowiadanie! Dobra kij w to. Zabił Saida i mieliśmy dwa problemy. Postanowiliśmy, że wyjdziemy z tobą i powiemy im, że Said nie mógł pogodzić się z twoją wygraną i rzucił się na ciebie. Walnął cię i straciłeś przytomność, a Rudy w obronie go zabił. Plan genialny, ale większa część starszyzny nie kupiła tego i musieliśmy uciekać. Nasz Guru się wkurwił, ale to nic…
- Dobra kurwa skończ już. – przerwał mu Rudy. – Zanim skończysz to mu łeb pęknie. Guru się wściekł, ale przeszło mu, bo pojawił się nowy problem. Wśród naszych wyznawców pojawiła się moda na napadanie ludzi popierających Mistrza. Zaczęło się od wyzwisk, ale szybko się przeistoczyło w pobicia i mordy.
- Mordy? – zapytałem.
- Tak, zabijali ich i to strasznie brutalnie. Najczęściej członkowali albo miażdżyli kończyny. Popieprzone ponad przeciętną. Coraz większej rzeszy zaczynało odpierdalać i przeprowadziliśmy szybkie śledztwo. No to może teraz Jabol się pochwal. – spojrzałem na niego, a ten odwrócił głowę w drugą stronę i się słowem nie odezwał. – Tak myślałem, ustaliliśmy, że te nasze ziółka. Super wytwór nadwornego zielarza, strasznie ryje banie. Wiesz jak ktoś zapali raz czy dwa to nic się nie dzieje, ale jak więcej to łatwo im wmówić cokolwiek. Wmówili sobie naszą misję i… trudno dojebało im, ale co gorsza, zaczęła się nagonka prasy. Wielkie afery, aresztowania. Główne źródło dochodów upadło, bo cały sort i laboratorium wpadły w łapy psów.
- Nie fajnie i co teraz?
- Baza jeszcze funkcjonuje, trochę środków na kontach zostało, no i mamy dobre wieści.
- No dawaj.
- Przybyszewski zlokalizował te posesję z tym przedmiotem.
- Zajebiście, nie wszystko stracone.
- No nie wiem, ale w szczegóły wprowadzi cię Przybyszewski. Guru stracił kontrolę, skitrał się w bazie w Trawicy. Szukają mnie i ciebie, kurwa wszystkich, nie ma już gwardii. Wszystko padło na twarz.
- Mam nadzieję, że nie myślisz o wycofaniu?
- Nie, nie ma takiej opcji. Wiedz, że jestem z tobą, chociażby nie wiem co!
- Ja też! – krzyknął Jabol.
- Cieszę się chłopaki, ale pozwólcie, że się kimnę.
- Dobra, tylko bądź gotowy, bo jak nas psy zhaltują będziemy musieli uciekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz