czwartek, 1 marca 2012

52. Kolejny z wielkich planów


            Podaliśmy sobie ręce na znak przypieczętowania umowy, coś w rodzaju podpisu. Łysy udał się w stronę samochodu zaparkowanego za budynkiem, ja natomiast udałem się do środka, aby porozmawiać z Przybyszewskim. Nasz Guru dalej się modlił i nie zauważył jak wszedłem po schodach na górę.

- Nazywaj mnie Abdul! Jak będziesz mnie potrzebował krzycz Abdul! – krzyczał Guru w mojej głowie.
- Dobrze – odpowiedziałem mu wchodząc do centrum dowodzenia. Przybyszewski siedział na jednym z foteli przed wielkim ekranem i coś obserwował na nim.
- Co do… dobrze szefie? – zapytał.
- Dobrze, że znalazłeś tę miejscówkę z dokumentami – odpowiedziałem podchodząc do niego. – To tu? – zapytałem wskazując na wyświetlający się na ekranie obraz, przedstawiający jakąś otoczoną murem posiadłość.
- Po… poznajesz?
- Tak, to chyba to. Przynajmniej mi się wydaje.
- To w Raduszce, je… jest.
- Na Raduszce? Taka chata? To nieźle się skitrali, a wiesz gdzie to dokładnie jest? Te dokumenty mianowicie.
- Nie… nie mogę się tam wła… włamać z tej odległości. Mu… musiałbym mieć wóz ze sprzętem tam. Wszystkie ka… kamery bym podglądać mógł. I kogoś kto tam we… wejdzie.
- Kogo?
- Renie – powiedział Rudy, który właśnie w tym momencie wszedł do pokoju. -  Opowiem ci ten plan, bo zanim on to zrobi, to będzie już po wyborach. – Przybyszewski opuścił głowę w dół i się nie odzywał. – Załatwimy ten wózek ze sprzętem.
- Od Łysego?
- Innego wyjścia nie mamy, ale to nie jedyne zmartwienie. Potrzebujemy Reni i planów budynku, żeby zaplanować akcję.
- No to w czym problem?
- W tym, że od kiedy zaczęły się te cyrki, Reni nikt nie widział. Jabol, niemal płakał z tego powodu.
- Ją też znajdziemy, to nie takie duże miasto.
- Łysy może też nam w tym pomóc. Dobra, a jeśli chodzi o plany budynku to wiem gdzie możemy je znaleźć. – przerwał na chwilę.
- No mówże!
- Plany są w budynku agencji budowlanej, która budowała ten budynek. Wiemy gdzie to jest, ale chyba nam polubownie nie oddadzą go. Musimy się do centrum dostać.
- Renia wyniesie! Proste, nie wiem czemu tak się nad tym głowisz. Jedziemy do Łysego!
             Jak powiedziałem, tak też zrobiliśmy. Bez żadnego pożegnania wyszliśmy z budynku i oboje pojechaliśmy do Koszalina. Zaraz na wjeździe do miasta, stała barykada policyjna. Z daleka megafonem krzyknęli, aby się zatrzymać. Tak też zrobiliśmy, po chwili jeden policjant zaczął iść w naszą stronę. Chciałem uciekać, ale Rudy mnie zatrzymał. Złapał mnie za bark, co miało znaczyć, żebym został. Założyłem tylko kaptur na głowę, aby mnie nie poznali.
- Dzień dobry - powiedział policjant, kiedy podszedł od strony Rudego. – W mieście, obecnie nie jest zbyt bezpiecznie i mamy wszystkich wjeżdżających ostrzegać.
- A co się dzieje panie władzo? – zapytał Rudy.
- Ci cholerni wyznawcy robią rozróby. Próbujemy z nimi walczyć, ale jest ciężko. Dobrze znają miasto, tu atakują, a gdzie indziej znikają.
- Tak, to jest jak się nie docenia przeciwnika.
- O racja, myśleliśmy, że to zielsko im mózgi wypaliło, ale oni jednak wiedzą jak działać.
- Ktoś nimi dowodzi?
- Na pewno, to zawracacie?
- Jedziemy dalej, nie boimy się.
- Dobra, jak chcecie. – machnął dwoma rękoma, jak człowiek kierujący lotami samolotów na lotniskowcu. Chwilę później, samochody się rozjechały i w barykadzie powstała szpara, pozwalająca nam się przedostać do miasta. Ruszyliśmy i udaliśmy się w stronę Rokosowa.
            Daleko nie zajechaliśmy, bo już na skrzyżowaniu ulicy Piłsudzkiego i Traugutta zostaliśmy znowu zatrzymani. Tym razem, nie wyglądało to jak poprzednio. Kiedy zbliżyliśmy się do skrzyżowania, z lewej strony, od szpitala jechała policyjna suka w eskorcie kilku radiowozów. Z wielką prędkością się zbliżali, więc Rudy się zatrzymał aby ustąpić im pierwszeństwa. Stanęli niemal na środku skrzyżowania i z suki wyleciało kilkunastu policjantów uzbrojonych w wielkie plastikowe tarcze. Odwrócili się plecami do nas i ustawili w szyku bojowym. Za tarczownikami stało dwóch, z wyrzutniami granatów gazowych.
            Nagle z naprzeciwka, z pomiędzy budynków wybiegła ogromna rzesza ludzi. Wszyscy w kominiarkach. Biegli wrzeszcząc w stronę policyjnego muru. W czasie, gdy byli już jakieś dziesięć metrów od nich, z okien na mur poleciały kamienie. Policjanci odpowiedzieli ogniem z granatników, lecz to już nic nie dało. Wyznawcy wbili się w policjantów i szybko rozbili ich szyk, mimo że gorzej uzbrojeni, było ich zwyczajnie zbyt wielu. Zaczęli okładać pięściami policjantów, a gdy ci już byli nieprzytomni rzucili się na radiowozy i je podpalili. Rudy niewiele myśląc wdepnął w gaz i szybko ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Patrz – mówił Abdul. – Oni walczą, a my?
- Też walczymy. – odpowiedziałem, a Rudy spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem, ale chwile później dalej skupił się na jeździe.
- Ale jak? Oni wzięli los w swoje ręce, musimy dopaść mistrza. Przepowiednia mówiła, pamiętasz?
- Pokona zło w wielkiej walce…
- Co? Co ci jest? – zapytał Rudy.
- Nie nic, głośno myślę. Nie zwracaj uwagi na to.
- Modlitwy jego ludu – kontynuował Abdul. - i naszego zjednoczone w wielkiej sile, zniszczą zło czyhające i na zawsze z tego świata je wypędzi. Widzisz? Przepowiednia się spełnia, mamy moc. Dzięki temu, że mnie pokonałeś, władasz mocą przodków. Nie dziwne, że te rozruchy zaczęły się, kiedy leżałeś nieprzytomny po naszej walce? To właśnie się dzieje, musimy im pomóc. Oni nadal wierzą w swojego zbawcę, w nas.
- W nas? – Rudy posłuchał, co prawda nie odezwał się, ale dziwnie się znowu spojrzał, gdy to powiedziałem.
- W nas. Musimy się skontaktować, z wyznawcami. Rudy, będzie nam przeszkadzał, musimy sami tam pójść. Zrobimy to?
- Tak!
- Dobrze, tak pisze się historia, tak się spełnia przepowiednia, tak Mistrz żegna się z władzą. – głos ucichł, a ja spojrzałem na Rudego, który się na mnie gapił, jak na jakiegoś idiotę. Nie zauważyłem nawet jak dojechaliśmy na miejsce.
- Co? – zapytałem.
- Coś się dzieje? Rozmawiasz ze sobą i jeszcze ten wyraz twarzy.
- Wydaje ci się, chodźmy do Łysego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz