Co prawda w mieście trwały
zamieszki, ale tutaj tego nie było widać. Łysy rzeczywiście miał poważanie w
mieście, bo ani policja, ani Wyznawcy tutaj się nie zbliżali. Mało tego, w jego
klubie trwała impreza, zresztą jak zwykle. Znaliśmy już drogę więc szliśmy
śmiało w tym kierunku. Żaden z obstawiających wejście ochroniarzy nas nie
zatrzymywał, podobnie było w środku.
Doszliśmy
do windy i zjechaliśmy w dół, gdzie zastał nas ten sam widok co poprzednio. Z
jedną jednak małą różnicą, przy samych drzwiach windy siedział Ares. Wyszliśmy
z niej i zauważyliśmy go, a on wstał i powoli zaczął iść w stronę Łysego
siedzącego na swoim tronie. Odszedł kawałek i stanął, spojrzał się na nas czy
idziemy i czekał, aż do momentu kiedy zrozumieliśmy, że chce abyśmy ruszyli za
nim. Poszliśmy powoli za Aresem, który dumnie prowadził nas do swojego pana.
- Witajcie znowu w moich
skromnych progach – powiedział Łysy wstając z tronu i podając nam rękę na
powitanie. – Co was sprowadza? A nie czekajcie, niech zgadnę. Interesy?
- No, tak, a cóżby innego
wspólniku? – odpowiedziałem.
- Racja, racja. Tak więc słucham.
- Potrzebujemy, kilku rzeczy. Po
pierwsze zaginął jeden z naszych ludzi, a jest nam bardzo teraz potrzebny.
- Chodzi wam o tę złodziejkę?
- Tak, skąd wiesz? Aaa… Zapomniałem,
ty wszystko wiesz.
- Nie wiem gdzie ją znajdziecie.
Ciężko się operuje informacjami w czasach wojennych, bo tak je możemy nazwać.
Mieliście tego pokaz po drodze. Dam wam Aresa, pomoże ją znaleźć.
- Przecież to nie jest nawet
pies.
- No nie, bo to ryś. Nie ma mu
równych w tropieniu. Uwierz mi, nie raz mi już pomógł. Coś jeszcze
potrzebujecie?
- Kasy, dużo kasy. Na wypchaną
elektroniką furę.
- Coś jak te wozy z filmów?
- No dokładnie!
- Załatwione,
żaden problem. Teraz wybaczcie, ale mam ważną rozmowę z moim głównym
ogrodnikiem. Do następnego razu, a… jak znajdziecie ją już, Ares sam tutaj
wróci. Fury też sami poszukajcie, a potem dajcie mi znać. Nara panowie.
Wyszedł
z tego pomieszczenia, przez ukryte za tronem drzwi. My zaś wraz z Aresem
wróciliśmy do windy i opuściliśmy klub. Ares zaraz po wyjściu złapał trop i poleciał
przed siebie, a ja za nim. Kazałem Rudemu jechać do Trawicy i szukać fury. Nie
chciał tego zrobić, ale w końcu udało mi się go przekonać. Wyznawcy przecież
nic mi nie zrobią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz