środa, 28 marca 2012

60. Ciągle w grze!


            Siedzieliśmy w suce z Rudym przykuci do siedzeń grubym łańcuchem, który był tak krótki, że nawet nie mogliśmy wstać. Naprzeciwko nas było dwóch żołnierzy w kominiarkach. Siedzieli i nas pilnowali, nie mieliśmy nawet możliwości się ruszyć, a mimo to potrzebowaliśmy takiej obstawy. Bali się nas? W sumie teraz to już bez znaczenia. Pogodziłem się z tym, że to już koniec naszej misji. Mistrz wygrał i co gorsza miał rację. Za słabi byliśmy, aby się mierzyć z takim przeciwnikiem. Zawiodłem siebie i tych wszystkich ludzi, którzy we mnie wierzyli. Najbardziej jednak bolało mnie, że zawiodłem Rudego, który pomagał mi we wszystkim, łamał nawet swoje zasady i działał przeciwko sobie. Teraz siedział wpatrzony w grubą metalową ścianę i nie było z nim żadnego kontaktu. Nawet nie ruszał się, ani nie drgnął od kiedy nas przykuli.

            Droga dłużyła się niemiłosiernie, nie wiem czy przejechaliśmy kilometr czy sto. Nie miałem zielonego pojęcia dokąd jedziemy. Martwiłem się też co się stało z Renią. Mam tylko nadzieję, że żyje. Nagle gwałtownie zahamowaliśmy i odbiliśmy w lewo, jakby kierowca chciał ominąć jakąś przeszkodę na drodze. Suka wpadła w lekki poślizg, a kiedy go już opanowali, w bok od strony żołnierzy coś uderzyło z ogromnym impetem. Pojazd zaczął koziołkować i  nasi ochroniarze latali po całym pomieszczeniu, uderzając wszystkimi częściami ciała we wszystkie ściany. Ja z Rudym dzięki tym łańcuchom na szczęście uniknęliśmy tego.
            Nagle samochód się zatrzymał i chwilę później usłyszeliśmy jakby stukanie w drzwi od suki. Spojrzałem się na Rudego, który najwyraźniej wybudził się z letargu. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Żołnierze leżeli z boku nieprzytomni. Wtem, rozległ się wybuch i drzwi wyleciały z zawiasów, a do środka weszło kilku uzbrojonych mężczyzn. Nie było nic widać przez dym, który powstał podczas wywarzania drzwi. Jeden z nich podbiegł do Rudego i rozciął mu łańcuch i wyciągnął go z Samochodu. Chwilę później przybiegł do mnie i ze mną zrobił to samo.
- Dawaj!  Ruchy! Ruchy sabaka! – krzyczał Vladimir.
- Co ty tu robisz? – zapytałem, podczas gdy wyciągał mnie z suki.
- Nie ma czasu, później pogawarim. Teraz chodu! Zaraz psubraty przyjadą i dym będzie!
            Wpakowaliśmy się do czarnych beemek i z piskiem opon ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. W ogóle nie kojarzyłem okolicy. Gdzie oni nas wywieźli? Wszystkie pytania przeszły na drugi plan, gdy uświadomiłem sobie, że ciągle jesteśmy w grze. Tylko jaki interes miał Vladimir w tym, żeby nas wyciągnąć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz