Siedzieliśmy
w suce z Rudym przykuci do siedzeń grubym łańcuchem, który był tak krótki, że
nawet nie mogliśmy wstać. Naprzeciwko nas było dwóch żołnierzy w kominiarkach.
Siedzieli i nas pilnowali, nie mieliśmy nawet możliwości się ruszyć, a mimo to
potrzebowaliśmy takiej obstawy. Bali się nas? W sumie teraz to już bez
znaczenia. Pogodziłem się z tym, że to już koniec naszej misji. Mistrz wygrał i
co gorsza miał rację. Za słabi byliśmy, aby się mierzyć z takim przeciwnikiem. Zawiodłem
siebie i tych wszystkich ludzi, którzy we mnie wierzyli. Najbardziej jednak bolało
mnie, że zawiodłem Rudego, który pomagał mi we wszystkim, łamał nawet swoje
zasady i działał przeciwko sobie. Teraz siedział wpatrzony w grubą metalową
ścianę i nie było z nim żadnego kontaktu. Nawet nie ruszał się, ani nie drgnął
od kiedy nas przykuli.
Droga
dłużyła się niemiłosiernie, nie wiem czy przejechaliśmy kilometr czy sto. Nie miałem
zielonego pojęcia dokąd jedziemy. Martwiłem się też co się stało z Renią. Mam tylko
nadzieję, że żyje. Nagle gwałtownie zahamowaliśmy i odbiliśmy w lewo, jakby kierowca
chciał ominąć jakąś przeszkodę na drodze. Suka wpadła w lekki poślizg, a kiedy
go już opanowali, w bok od strony żołnierzy coś uderzyło z ogromnym impetem. Pojazd
zaczął koziołkować i nasi ochroniarze
latali po całym pomieszczeniu, uderzając wszystkimi częściami ciała we
wszystkie ściany. Ja z Rudym dzięki tym łańcuchom na szczęście uniknęliśmy
tego.
Nagle
samochód się zatrzymał i chwilę później usłyszeliśmy jakby stukanie w drzwi od
suki. Spojrzałem się na Rudego, który najwyraźniej wybudził się z letargu. Nie wiedzieliśmy
co się dzieje. Żołnierze leżeli z boku nieprzytomni. Wtem, rozległ się wybuch i
drzwi wyleciały z zawiasów, a do środka weszło kilku uzbrojonych mężczyzn. Nie było
nic widać przez dym, który powstał podczas wywarzania drzwi. Jeden z nich podbiegł
do Rudego i rozciął mu łańcuch i wyciągnął go z Samochodu. Chwilę później
przybiegł do mnie i ze mną zrobił to samo.
- Dawaj! Ruchy! Ruchy sabaka! – krzyczał Vladimir.
- Co ty tu robisz? – zapytałem,
podczas gdy wyciągał mnie z suki.
- Nie ma czasu, później
pogawarim. Teraz chodu! Zaraz psubraty przyjadą i dym będzie!
Wpakowaliśmy
się do czarnych beemek i z piskiem opon ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. W ogóle
nie kojarzyłem okolicy. Gdzie oni nas wywieźli? Wszystkie pytania przeszły na
drugi plan, gdy uświadomiłem sobie, że ciągle jesteśmy w grze. Tylko jaki
interes miał Vladimir w tym, żeby nas wyciągnąć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz